Line of Duty
Serial niemalże kultowy, choć w Polsce podobno mało znany. Mój absolutny faworyt, prześcignął nawet La Casa de papel. Serial naturalnie kryminalny, ponieważ ja oglądam wyłącznie takie, ale… inny niż wszystkie i przez to fascynujący.
Line of Duty – serial kryminalny inny niż wszystkie.
Zdecydowanie! Nietypowość tego serialu polega m.in. na tym, że nie ma tu „dobrych policjantów” i „złych przestępców”, a i „dobrzy policjanci” często okazują się być „złymi przestępcami”. W zasadzie zostać „złym przestępcą” jest bardzo łatwo. Nie ma w tym filmie walki dobra ze złem. Zamiast tego, okazuje się raczej, że wszyscy jesteśmy w swego rodzaju piekle, w którym nawet dobre intencje mogą sprawić, że czynimy zło. W pierwszym sezonie tak dzieje się np. z sierżantem Steve’em Arnottem czy nadinspektorem Tonym Gatesem. Ten pierwszy bierze udział w operacji, w której zastrzelony został niewinny człowiek. I tu musimy zmierzyć się z systemem, w którym odpowiedzialność jest rozmyta. Kto wydał rozkaz? Kto go przekazał? Kto go wykonał? Kto źle oszacował sytuację? Itd. Itp. – Sytuacja bez wyjścia.
No właśnie, bo ten film jest o systemie (osobiście, jako jednostka antysystemowa nie mogę więc nie uwielbiać Line of Duty), o policji, która jest częścią tego systemu, która ma za zadanie zapewnić ład, i która może działać tylko w ramach tego systemu. Wielu recenzentów uważa, że film jest o korupcji w policji. Tak, o tym też. Ja jednak powiedziałabym, że korupcja to jedna z cech tego systemu, cech nieodłącznych, bo w zasadzie wynikających z niego w prostej linii. Ale to oczywiście bardzo subiektywny pogląd i z pewnością wynik mojego wyczulenia na tą sprawę.